Dane na sprzedaż
źródło: Adobe Stock
Aplikacje są częścią naszego codziennego życia. Używamy ich do wszystkiego: od zamawiania jedzenia, pogawędek ze znajomymi i spotkań ze współpracownikami przez granie w gry, oglądanie filmów po robienie bankowych przelewów. W dzisiejszym świecie niewiele możemy zdziałać bez aplikacji, i nawet nie chcemy. Bo co tu dużo mówić – apki ułatwiają życie. Jaka jest cena, którą płacimy za ten komfort? Pozornie niewielka. Wyrażenie zgody na warunki korzystania z aplikacji, w tym także gromadzenie danych. Malutki „ptaszek” w kratce z napisem „Zgoda” podczas instalacji oprogramowania lub podczas pierwszego logowania na stronie WWW.
Badanie przeprowadzone przez specjalistów z pCloud pokazało, że ponad połowa wszystkich aplikacji (52%) udostępnia dane internautów stronom trzecim. Eksperci z amerykańskiej firmy zbadali problem dogłębnie, korzystając z polityk prywatności aplikacji, które są w App Store. Z ich pomocą określili, które narzędzia sprzedają najwięcej naszych prywatnych informacji i przez to są najbardziej niebezpieczne dla naszych danych.
Jak to się odbywa? Zwyczajnie. Jest wieczór, mościsz się wygodnie w fotelu i przeglądasz filmiki na YouTubie. Nic szczególnego – jest to element cyfrowej rutyny niemal każdego z nas. Mało osób jednak wie, że w tym samym momencie YouTube przekazał 42 procent Twoich danych gdzie indziej. Najpewniej zostały sprzedane tzw. brokerom danych, którzy gromadzą osobiste informacje o użytkownikach sieci. Stamtąd trafiły do reklamodawców, którzy dzięki pozyskanym w ten sposób informacjom skierują do Ciebie spersonalizowane reklamy. To właśnie je zobaczysz przed kolejnymi filmami i w ich trakcie – nie tylko na samym YouTubie, ale też na innych platformach społecznościowych, na jakich jesteś.
Jednak – jak się okazuje – YouTube nie jest wcale aż taki szczodry w dzieleniu się danymi internautów z innymi podmiotami. Palmę pierwszeństwa w tym rankingu dzierży Instagram, który udostępnia 79% pozyskanych danych, w tym informacje o zakupach, historię przeglądania, a także dane osobowe. – Nic dziwnego, że w twoim kanale jest tyle promowanych treści – mówią specjaliści z pCloud. Natomiast fakt, że platforma mająca ponad miliard aktywnych użytkowników miesięcznie, stanowi centrum udostępniania tak dużej ilości danych niczego nieświadomych użytkowników jest bardzo niepokojący. Na drugim miejscu czarnej listy jest Facebook, który przekazuje 57% danych, zaś LinkedIn i Uber Eats sprzedają, bagatelka, ich „tylko” połowę.
źródło: pCloud
Aplikacje społecznościowe są na szczycie listy również w innej „dyscyplinie”. Gromadzone dane służą nie tylko do tego, aby je spieniężyć stronom trzecim, ale też, aby firmy będące ich właścicielami mogły sprzedawać więcej własnych produktów. Tutaj również największym antybohaterem jest Instagram, wraz z jego firmą macierzystą – Facebookiem. Ci społecznościowi giganci wydają się nie mieć żadnych hamulców w czerpaniu korzyści z udostępnionym im informacji. Obaj wykorzystują 86 procent gromadzonych danych, aby sprzedawać użytkownikom własne produkty. – Instagram i Facebook, starają się zebrać jak najwięcej informacji o użytkownikach, zamiast chronić ich prywatność, co powinno być priorytetem – zauważa Dimitrow. Cóż, to tylko z naszej – użytkowników – perspektywy Facebook jest wygodnym interfejsem do kontaktowania się z innymi, dzięki któremu – zamiast szumu informacyjnego – dostajemy („gratis”!) przyjazną w obsłudze spersonalizowaną gazetę. Wprost na ekran smartfonu czy laptopa. W normalnym świecie trzeba by zapłacić za to konkretne pieniądze. Jednak nie Facebookowi. Nasze dane są dla niego o niebo cenniejsze.
Dodatkowo badania wykazały, że jedna trzecia może pobierać adres e-mail użytkownika, a ok. jedna czwarta – zidentyfikować stację przekaźnikową (base transceiver station, BTS), do której podłączone było urządzenie, potencjalnie dostarczając informacji o lokalizacji osoby korzystającej z aplikacji. Co więcej, blisko jedna trzecia aplikacji zdrowotnych (28%) nie zawierała w Google Play żadnego oświadczenia o ochronie prywatności, co jest sprzeczne z warunkami korzystania ze sklepu. Jak zauważają specjalistki z Panoptykonu, wiele aplikacji pod pozorem pomagania rozwiązywania codziennych problemów – od monitorowania cyklu, przez dietę i ćwiczenia, po dobór produktów właściwych dla skóry – służy zgoła innym celom. W rzeczywistości priorytetem producentów tego rodzaju narzędzi jest zbieranie i sprzedawanie informacji o Tobie, bo ich model biznesowy oparty jest na reklamie. A ta zarabia więcej, jeśli jest odpowiednio sprofilowana pod kątem konkretnego użytkownika.
źródło: Adobe Stock
Aby nagłośnić problem, Panoptykon wspólnie z agencją TWIN.digital collective zorganizował kampanię społeczną na temat intymnych danych użytkowników, które mogą być udostępniane w aplikacjach na smartwatche. Organizacje opracowały specjalną aplikację, dzięki której biorący udział w eksperymencie partnerzy mogli monitorować puls ukochanej osoby. Do udziału w akcji zaproszonych zostało kilka par żyjących w związkach, ale mieszkających osobno. Partnerzy nosili smartwatche z zainstalowaną na nim aplikacją i mieli dostęp do danych z aplikacji drugiej osoby. Puls osoby noszącej zegarek zapisywany był w formie wykresów. W momencie, w którym przekraczał średnią (ok. 90 uderzeń na minutę), osoba monitorująca otrzymywała powiadomienie na telefon. Mogła zinterpretować szybszy puls partnera/partnerki, wybierając jedną z opcji: ekscytacja, stres, aktywność seksualna lub sportowa, spożyte substancje psychostymulujące. Takie właśnie dane są dziś wykorzystywane przez korporacje i mogą zdecydować o tym, czy dostaniesz ubezpieczenie, kredyt czy wymarzoną pracę.
Film z kampanii społecznej „Co by było, gdyby Twój partner wiedział o Tobie to, co wie Twój smartwatch?”
źródło: Panoptykon
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się korzystanie z aplikacji, o których wiemy, że szanują prywatność użytkowników.
źródło: pCloud
Eksperci z pCloud stwierdzili, że najbezpieczniejsze w użyciu (pod kątem ochrony danych) są takie programy jak Skype, Microsoft Teams i Google Classroom. Nie zbierają żadnych danych i znajdują się na szczycie listy obok Clubhouse’a, Netfliksa i Signala. Signal, Telegram i Clubhouse to narzędzia, które aktywnie opowiadają się za ochroną danych i dzięki temu – w ostatnich miesiącach odnotowały masowy napływ użytkowników. Na pewno warto regularnie usuwać z telefonu aplikacje, z których nie korzystamy. Pamiętajmy jednak, że usunięcie aplikacji z telefonu nie oznacza usunięcia danych z serwerów firmy – o to musimy się postarać osobno, np. pisząc mail z żądaniem ich usunięcia.
źródło: Jumbo
Możesz też skorzystać ze specjalnych aplikacji, takich jak np. Jumbo, swego rodzaju strażnik prywatności w portalach społecznościowych. Narzędzie zostało napisane przez Pierre’a Valade’a (twórcy aplikacji Sunrise kupionej przez Microsoft) po aferach Cambridge Analytica. Służy do łatwego usuwania tweetów i postów zamieszczanych w mediach społecznościowych oraz wyników wyszukiwania w Google’u. Z pomocą Słonika jednym kliknięciem usuniesz kilkuletnie posty i udaremnisz portalom prowadzenie kampanii reklamowych w oparciu o znajdujące się w nich dane. A nade wszystko warto mieć z tyłu głowy zasadę: nie ma darmowych aplikacji. Jeśli aplikacja nic nie kosztuje, płacisz za nią czym innym. Swoją prywatnością.
Arvydas Lakacauskas, 52% of apps share your data – see the biggest offenders, serwis internetowy Komando, [dostęp: 30.06.2021]
Katarzyna Szymielewicz, Algorytmiczna Fabryka Facebooka: jak ludzka biomasa zyskuje marketingową wartość, serwis Fundacji Panoptykon, [dostęp: 30.06.2021]
Co by było, gdyby Twój partner wiedział o Tobie to, co wie Twój smartwatch?, serwis Fundacji Panoptykon, [dostęp: 30.06.2021]
Anna Obem, Małgorzata Szumańska, Maria Wróblewska, Technologia w służbie kobiet czy odwrotnie? Przyglądamy się aplikacjom do monitorowania cyklu, serwis Fundacji Panoptykon, [dostęp: 30.06.2021]