Falstart naziemnej telewizji cyfrowej
Pat w sprawie naziemnej telewizji cyfrowej trwa. Co do tego byli zgodni wszyscy uczestnicy dwudniowej konferencji Media Summit, reklamowanej jako największe spotkanie ludzi mediów. Gorzej było z odpowiedzią na pytanie: komu zawdzięczamy, że mimo kilku lat przygotowań termin 30 września 2009 roku jako początek nadawania sygnału TV w standardzie cyfrowym okazał się wielkim falstartem.
Uczestnicy Media Summit, czyli nadawcy, przedstawiciele UKE, KRRiTV oraz rządu zgrabnie przerzucili odpowiedzialność na Urząd Zamówień Publicznych oraz Telewizję Puls. Co ma piernik do wiatraka nie wyjaśnili, ale tak się składa, że przedstawiciele obydwu tych instytucji na Media Summit byli nieobecni. A jak wiadomo – nieobecni nie mają racji. Dobry nastrój obecnych na Media Summit został więc zachowany i o to chyba chodziło.
Niewtajemniczonym wyjaśnię – problem z naziemną telewizją cyfrową w Polsce polega na tym, że nadawcy prywatni i publiczni, wrzuceni razem do pierwszego tzw. multipleksu powinni wybrać jego operatora, który czuwał by nad tym, by w przyznanym paśmie częstotliwości zmieściły się cyfrowe programy wszystkich nadawców (a więc TVP, Polsatu, TVN, TV 4 i TV5). I wybrali – firmę Emitel - tyle, że zrobili to w trybie negocjacji biznesowych. O ile prywatnym wolno to było zrobić, to TVP – nie. I tu się zaczyna urzędniczo-prawny koszmar.
TVP jako spółka skarbu państwa powinna ogłosić przetarg na operatora. Ponieważ tego nie zrobiła, pierwszy multipleks nie mógł ruszyć. Ale operator został już wybrany przez nadawców prywatnych, cena ustalona, inwestycje rozpoczęte. I co teraz zrobić? Ogłosić przetarg? Ale jaki ma to sens, skoro czterech z pięciu nadawców już wybrało operatora? Na to pytanie nikt z obecnych na Media Summit nie potrafił dać odpowiedzi - czytamy na multi-blog.pl
Ratunkiem ma być podobno uchwalenie specustawy dotyczącej telewizji cyfrowej na wzór specustawy “autostradowej”. To jednak zajmie sporo czasu. A pozwolenia na emisje testowe wygasają z końcem roku i – jak dotąd – żaden nadawca nie wystąpił o ich przedłużenie. Oznacza to, że z początkiem nowego roku cyfrowa telewizja całkiem zniknie z eteru. Jak zgrabnie określił to przedtawiciel UKE: “nadawcy poszli na crash-test”. Trzeba przyznać, że to ciekawy sposób cyfryzacji kraju.
Kiedy trwał Media Summit, rząd postanowił ogłosić “przyśpieszenie” cyfryzacji. Podobno Donald Tusk chce przejść do historii jako premier, który “zastał Polskę analogową, a zostawi cyfrową”. Jak na razie zapisał się w niej jako ten, którego rząd jako jedyny w Europie nie potrafił uruchomić naziemnej telewizji cyfrowej i zatrzymał rozwój internetu. Specjaliści od politycznego PR-u będą mieli tym razem sporo roboty, żeby odwrócić kota ogonem - donosi multi-blog.pl