Floryda wprowadza zakaz banowania
Bez deplatformizacji
Floryda jako pierwsza w USA wprowadziła regulacje prawne zakazujące mediom społecznościowym blokowanie kont osób ubiegających się o objęcie urzędów w całym stanie. Odpowiednią ustawę podpisał 24 maja gubernator Ron DeSantis.
Za Trumpa
Projekt nowych przepisów powstał w lutym bieżącego roku, kilka tygodni po tym, gdy były już prezydent Donald Trump został zablokowany w serwisach Twitter i Facebook.
Uchwalone prawo przewiduje nakładanie kar finansowych na media społecznościowe, które zablokują konta polityków będących kandydatami do objęcia urzędów stanowych. Jeśli dojdzie do takiego zdarzenia, komisja wyborcza Florydy będzie mogła nałożyć na serwis grzywnę w wysokości 250 tysięcy dolarów dziennie w przypadku kandydatów ze stanu i 25 tysięcy dolarów dziennie w przypadku polityków mających biura poza Florydą.
Ron DeSantis oświadczył, że podpisanie ustawy oznacza, że mieszkańcy Florydy zostaną objęci „gwarantowaną ochroną przed elitami z Doliny Krzemowej".
Czy się utrzyma?
Nie jest jednak oczywiste, czy lokalne, stanowe przepisy Florydy nie zostaną uchylone na poziomie federalnym. Może się okazać, że są one niezgodne z ogólnokrajowa Ustawą o obyczajności w komunikacji, a konkretnie z tzw. Sekcją 230 tych regulacji. Zapisy umieszczone w niej chronią platformy społecznościowe przed karami za prowadzone w dobrej wierze działania moderatorów.
Przedstawiciele Partii Republikańskiej utrzymują jednak, że w przypadku Facebooka, Twittera, Instagrama albo YouTube'a o żadnej „dobrej wierze" nie ma mowy. Oskarżają też platformy społecznościowe o brak równowagi w usuwaniu oprotestowywanych materiałów, twierdząc, że faworyzowane są treści liberalne, zaś moderatorzy dyskryminują osoby zamieszczające wpisy o charakterze konserwatywnym.
Sekcja 230 chroni serwisy społecznościowe przed odpowiedzialnością za posty użytkowników, o ile operatorzy platformy usuną treści budzące wątpliwości krótko po otrzymaniu zgłoszenia o naruszeniu zasad współżycia społecznego. W rezultacie serwisy takie jak Twitter albo Facebook nie są traktowane jako wydawcy i nie muszą się obawiać na przykład pozwów o zamieszczanie kłamliwych materiałów albo oszczerstw. Brak równowagi w moderacji świadczy jednak o tym, że platformy społecznościowe są w istocie wydawcami i muszą liczyć się z takimi samymi sankcjami jak wydawcy – uważają prawicowi politycy.
fot. Wikipedia