Google nie potwierdza supremacji kwantowej
Na początku tygodnia pisaliśmy o wycieku dokumentu, według którego Google miałby prowadzić prace nad przełomowym komputerem kwantowym. Wiadomość ta obiegła media, bo też źródło przecieku było nieprzypadkowe - plik, który spowodował zamieszanie, rzeczywiście został opracowany przez Google'a i pochodził z serwerów NASA. Został tam wrzucony przypadkiem, ale szybko zniknął, a jego autorzy postanowili nie komentować sprawy.
Historia wymaga jednak doprecyzowania, bo podczas przetwarzania wiadomości powstało mylne przeświadczenie, że Google zdążył już ogłosić osiągnięcie kwantowej supremacji. Polega ona na stworzeniu komputera, który mógłby w rozsądnym czasie rozwiązać problem niemożliwy do rozwikłania za pomocą klasycznych maszyn.
Niektóre artykuły sugerowały, że moc komputera to nawet 72 kubity, co jest z różnych względów niemożliwe. Taką moc miał wyłącznie pokazany rok temu przez firmę czip, którego wykorzystanie w praktyce stwarza jednak trudności. Przede wszystkim ze względu na zapotrzebowanie na energię, poza tym problemem jest tzw. szum wymagający kwantowej korekcji błędów.
Rzeczywista wartość przygotowywanego dla NASA komputera to wspomniane przez nas 53 kubity. Co ciekawe, Google planował początkowo połączyć ze sobą 54 kubity, ale okazało się, że jeden z nich nie jest sprawny.
Brak komentarza ze strony Google'a może wynikać z tego, że firma zdaje sobie sprawę z ograniczeń własnej konstrukcji. "Przeprowadziliśmy losowe próbkowanie obwodu kwantowego w czasie wyrażonym wielomianem za pomocą fizycznie zrealizowanego procesora kwantowego (z wystarczająco niskim poziomem błędów), ale nie jest znana żadna skuteczna metoda dla klasycznych maszyn obliczeniowych" - napisano w usuniętym z serwerów raporcie.
Extremetech zauważa, że stworzona konstrukcja wciąż ma ograniczenia, a kubity nie są w pełni odporne na błędy. Poza tym rozwiązany testowo przez Google problem częściowo opierał się na pseudolosowo generowanym ciągu danych. Sam dokument natomiast nosił znamiona tymczasowości: nieujednolicone czcionki, komentarze itd.
Wniosek jest zatem prosty. Choć Google rzeczywiście pracuje nad czymś przełomowym, to zdaje sobie sprawę, że za wcześnie jeszcze na huraoptymizm, jaki zapanował w internecie po publikacji dokumentu.
fot. D-Wave Systems, Inc./ Wikipedia