To duża zmiana koncepcji gry w porównaniu z klasycznymi książkami i poprzednimi odsłonami. Opuszczamy bowiem dom i ruszamy w nieznane. Ma to oczywiście uzasadnienie fabularne, którego nie ma sensu roztrząsać – grunt, że Artem i jego kompani do Moskwy wrócić nie mogą.
Jak u Vivaldiego
Kolejne lokacje zmieniają się jak w kalejdoskopie. To już nie nuklearna zima – wraz z postępami w grze odwiedzamy inne miejsca, znacząco różniące się od siebie – tak klimatem, jak ukształtowaniem terenu i wyzwaniami. Twórcy postawili na różnorodność, wyraźnie próbując dać graczom coś w zamian za porzucenie znaku rozpoznawczego serii. Siłą rzeczy zmienił się trochę klimat gry. Exodus ma teraz w sobie coś z serii Stalker – jej weterani powinni ten tytuł docenić ze względu na półotwarty świat, w którym główna linia fabularna miesza się z zadaniami pobocznymi. Mamy tu również charakterystyczny klimat zagrożenia przy przemierzaniu otwartych przestrzeni, jak i poczucie tajemniczości towarzyszące odwiedzaniu nowych terenów. Jak w Zonie.
Równocześnie jednak to ciągle Metro. I to z dwóch powodów – pierwszy to fakt, że meandry nieliniowej fabuły (dobrej, swoją drogą) co jakiś czas tak czy inaczej spychają nas z powrotem pod ziemię, gdzie eksplorujemy choćby pełne kanibali zapomniane konstrukcje. Drugą charakterystyczną cechą jest wyposażenie – te wszystkie bronie-samoróbki, zmieniające ich działanie dodatki, charakterystyczna maska gazowa i opancerzenie. Strzelanie i zarządzanie ekwipunkiem to wyjątkowo mocne strony gry i zarazem element spajający Exodus z poprzednimi odsłonami. Jest bardzo dobrze!
Te wymagania
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to… jak już gra wystartuje, jest dobrze. Niestety wcześniej trzeba się namęczyć, gdyż tytuł jest wyjątkowo niestabilny w momencie uruchamiania i bez wyraźnego powodu potrafi odmówić posłuszeństwa. Niestety, przygotowując się do zabawy, trzeba się nastawić na problemy. Dla niektórych wadą może być platforma – by w Exodus zagrać, trzeba posłużyć się nie Steamem, a sklepem i programem startowym Epic Games, który jest wyraźnie uboższy od starszego konkurenta. Na platformę Valve Metro Exodus trafi dopiero za rok.
Pozostała jeszcze kwestia wydajności. By pograć z grafiką wyświetlaną w wysokich detalach, trzeba mieć naprawdę mocny sprzęt – gra wyciska siódme poty z kart graficznych. Jeśli jednak pecet Exodusowi sprosta, jego właściciel będzie zachwycony – to najładniejszy tytuł ostatnich lat i pod względem oprawy zasługuje na notę celującą.
W gruncie rzeczy Metro Exodus jest bardzo dobrą grą. Nie obyło się bez kontrowersji związanych z premierą i wpływających na wrażenia problemów technicznych. W gruncie rzeczy to jednak nieistotne – dostajemy bowiem ciekawą opowieść o ludziach, którzy przeżyli 20 lat pod ziemią i ruszają na spotkanie świata. Zupełnie innego, pięknego, ale wciąż równie niebezpiecznego jak niektóre stacje pod Moskwą.