Test gry Overwatch
Mniej więcej tak wygląda typowa scena w pierwszej od lat grze Blizzarda, której akcja rozgrywa się w nowym uniwersum. I choć osadzony w przyszłości Overwatch jest zarazem gatunkowym debiutem autorów Diablo i Warcrafta, ten zespołowy FPS ma duże szanse na stałe zagościć na scenach imprez e-sportowych.
Odpowiednia kompozycja sześcioosobowego składu jest co najmniej równie ważna jak umiejętności tworzących go graczy – powszechnie nielubiany, zmieniający się w stacjonarną wieżyczkę Bastion przestanie zawadzać, gdy tylko kompetentny przeciwnik ruszy na niego jako odbijający pociski Genji. Co ważne, bohatera można zmienić po każdym respawnie. Istotna jest też kooperacja – atak bez tzw. tanka jest zazwyczaj skazany na porażkę, utalentowany medyk nieraz sam odmienia losy meczu, a ataki obszarowe wyrządzą większe szkody, gdy wcześniej niepozorna Mei zamrozi grupę wrogów.
Obecnie w Overwatchu czeka dwanaście świetnie zaprojektowanych map przypisanych do rzeczywistych państw – czasem walczy się w korytarzach egipskiej świątyni Anubisa, innym razem na ulicach futurystycznego Londynu albo otwartym terenie przyległym do nepalskiego klasztoru. Gracze rywalizują, przepychając „ładunek” między punktami, starając się uzyskać kontrolę nad wyznaczonym fragmentem planszy lub potykając się w trybie będącym hybrydą dwóch pozostałych.
W praktyce jednak drzwi do świata e-sportu otworzy tytułowi dopiero tryb rankingowy
– gdy zamykaliśmy to wydanie PC Formatu, do jego premiery nadal pozostawało kilka dni. Z drugiej strony brak lig – oraz jakiejkolwiek kampanii jednoosobowej – nie zniechęcił ponad dziesięciu milionów ludzi, którzy zaczęli grać w Overwatcha w przeciągu miesiąca od premiery. W przypadku gry kosztującej minimum 175 zł ciężko chyba o lepszą rekomendację.
